W sieni otucha majaczy,
a może to pożądanie,
by odgłos kroków usłyszeć,
tak długo czekałem na nie.
Wiatr kołysankę przygrywa,
budząc ostatnią nadzieję,
abyś do domu wróciła,
bezpiecznie przez stare knieje.
Słyszę kołatanie w szybę
i biegnę żeby zobaczyć,
to wicher świerki przechyla,
a ja w kompletnej rozpaczy.
Już przecież przybyć nie możesz,
na strychu krew niezaschnięta,
tej plamy przemyć nie mogę.
Odeszłaś w ostatnie święta.
Szkicuję twoje oblicze,
coś mówisz, choć ja nie słyszę
i nasłuchuję wciąż kroków,
a świerki krępują ciszę.
Nieudane zbliżenie
Podniosłem nadgniłe stare pióro,
by zerknąć czy jeszcze łza poleci,
słyszałem tylko upiorny bezgłos,
ledwo chichoczące stare wierzby.
Mrok który przygniata moje ciało,
płytki oddech- to może złudzenie
i ciebie nadzwyczajnie błyszczącą,
zapraszasz pożądliwie spojrzeniem.
Cudownie ci w tej czarnej garsonce,
włożyłaś welon rozpalasz wzrokiem,
jakoś tu ciasno w tym naszym łożu,
zapomnieli o małżeńskiej trumnie.
pszczylek krwią tlący *
Po czarnej izbie wiatr hula,
przewraca meble starawe,
świece już gasną pomału,
podłoga skrzypi głosami.
Za oknem cisza ponura,
wicher coś tylko zawodzi,
o naszym zeszłym wyznaniu,
na zakrwawionym barłogu.
Szepty przenikają ciało,
gwałtem wkradając się w umysł,
ciszę skrzypienie przerywa,
kolebka buja się pusta.
*pszczylek- lampa naftowa.
List w butelce
Czarne chmury budzisz w mej głowie
i przypominasz wciąż smutne chwile
dziś, wrzuciłem do ciebie list w butelce
wraz z nadchodzącym morza odpływem
Wiem, że nie będzie ci dane czytać
dlatego też pusta w butelce kartka
słowa, wypowiedziane dawno zostały
w dłoni naftowa wciąż tli się lampka
Wzrok skierowałem w kierunku morza
chcąc jakby wymusić dziwnym trafem
odpowiedź na nigdy niezadane pytanie
Czy wyjdziesz za mnie?
Wszak morze mi ciebie zabrało
teraz szumi jakby zawodząc
Moja jest ona na zawsze
tobie został płomień
Płacz motyla (strofa saficka)
Czułym spojrzeniem ogarniasz me ciało
namiętność budzisz, od dawna skrywana
Ogień rozpalasz a mnie ciągle mało
dotyku kochana
Ust co słodyczą maliny czerwienią
zapachu świeżo zebranych konwalii
cnotliwej bieli połączonej z czernią
życia rebelii
Uśmiechu rankiem co budzi do życia
wieczorów wspólnych na zawsze, po wieki
Wszystko to miałem, za lustrem odbicia
ostatniej rzeki