wyrywam z siebie krzywą narośl
bez pytania o ból
rzucam na ziemię
nie sprawdzam
czy jeszcze się rusza
podeptałem resztki głosu
chciał zawrócić mnie w połowie
nie podnoszę
niczego
co leży
jeśli coś miało zostać
trzymałoby się mnie mocniej
idę naprzód
aż czuję
że za plecami robi się pusto
tak jak lubię
nie żałuję
ani tej ciszy
ani tego ciężaru
który wreszcie spadł
na dziesiąty krąg